real az do bólu z końcówką SF

Tutaj publikujcie swoje opowiadania, scenariusze, felietony, rysunki itp

real az do bólu z końcówką SF

Postprzez Smokun Pt, 25.05.2007 19:03

Opowiadanie pt. MECHANICZNA PARASOLKA

Nadchodził wieczór. Piaskownica na zdewastowanym placu zabaw powoli pustoszała. Na skrzypiącej huśtawce bujała się czarnowłosa dziewczyna w towarzystwie wyrostków ubranych w dresy. Nagle banda wyrostków podbiegła do pobliskiej ławki i zaczęli ja wyciągać z ziemi. W końcu udało im się wyrwać wygodne siedzenie. Starszy mężczyzna zareagował na chuligańskie zachowanie i podbiegł z krzykiem, wymachując parasolką. Niechcąco uderzył nią o trzepak i wygięła się w pałąk. Dziadek zamarł. Oglądał z przerażeniem zniszczoną rzecz i wstrząsnął nim spazm, zaszlochał i nie wiadomo czy zapłakał nad zniszczoną parasolką, czy może nad swoją bezsilnością. Kto mógł wiedzieć, że był to prezent od żony, która już dawno temu umarła i zostawiła go samego na tym padole nieszczęść, wśród ludzi złych...
Grupa młokosów z ławką uniesioną nad głowami pobiegła do parku, który był schronieniem dla pijaczków i wychodkiem dla psów, jego trawiasty jęzor ścielił się przed blokiem gdzie miała siedzibę firma rewii erotycznej pod popularnym szyldem „SeksMońki”. Blokersi przynieśli ławkę pod słynny na całe osiedle balkon. W końcu wybrali odpowiednie miejsce, wbili ją w ziemię i rozsiedli się. W grupie chłopaków była dziewczyna i zawzięcie walczyła z natarczywością długowłosego chłopca, który zawzięcie obmacywał jej piersi. W końcu uderzyła go po dłoni i wstała rozdrażniona. Zauważyła, że ktoś stoi z tyłu. Mężczyzna był ubrany na sportowo jakby uprawiał Jogging. Dresiara wycelowała palcem w intruza. Koledzy z bandy zainteresowali się jegomościem i bez słowa podeszli całą bandą. Oczywiście nie obeszło się bez ordynarnych zaczepek, przerabiali to nie raz, chcieli jak zwykle wyrwać parę złotych na browar. Zaczął Tyka górujący nad innym chłopak z przylepionym do twarzy wiecznie drwiącym uśmieszkiem, a inni dołączyli się do niego.
– Masz bilet wapniaku?
– Wyskakuj z forsy!
– Na krzywy ryj liczysz?
– No właśnie – dorzucił osiłek, barczysty chłopak z miną tępaka, którego nazywali Brus.
Dziewczyna poprawiła sterczące włosy, które podkreślały jej drapieżny wygląd. Uśmiechnęła się i już było wiadomo, dlaczego nazywają ją Orka, zaświeciła dwoma rzędami spiczastych zębów. Dodała swój stały tekst, który za zwyczaj zaskakiwał zaczepianych facetów i bez marudzenia wyciągali parę złotych dla świętego spokoju.
– Zaraz cię dopieszczę. Samojebie pieprzony.
– Będzie bolało! – poinformował z wyglądu najstarszy, długowłosy chłopak, sądząc po wysoko uniesionej głowie i dumnej minie cieszył się największym autorytetem w grupie.
– Browar się należy i to po jednym na łepka! – orzekł groźnie najniższy, anemiczny chłopak zwany Ogon.
– Jak mu skręcimy wora, to będzie hojniejszy – zagroziła dziewczyna, była rozdrażniona widząc, że mężczyzna się ociąga z wyciągnięciem portfela.
– A może małe prucie? – zaproponował Tyka i wyciągnął z kieszeni nóż sprężynowego, który pieszczotliwie nazywał siostrą.
– Berecie sfilcowany już po tobie
– Dzwoń po krawca!
– No dzwoń – krzyknął krępy chłopak.
Brus podszedł bliżej do faceta i pomyślał, że jak zwykle wypłacić gościowi z glani w brzuch, na to nie było silnych, potem parę trepów po nerach i można będzie bez przeszkód zabrać bogatym i rozdać biednym. Chłopak o wyglądzie osiłka zbliżył się do mężczyzny na wyciągnięcie ręki i już miał go uderzyć głową, ale ten cofnął się o krok i wyciągnął banknot. Wyszeptał drżącym głosem.
– Nie mam drobnych...
Cygan ochoczo przyjął banknot o wysokim nominale i Blokersi jak gdyby nigdy nic wrócili do ławki, jak zwykle przepychali się między sobą za nim usiedli. W oknie balkonu pojawiła się dziewczyna i zaczęła falować półnagim ciałem, wzdłuż specjalnie w tym miejscu zamontowanej rurki. W ten sposób właściciel rewii erotycznej przyzwyczajał swoje pracownice do publiki, której z dnia na dzień przybywało.
– Zobaczcie! – zauważyła Orka.
– Ale dupa – stwierdził osiłek i rozejrzał się po kumplach szukając aprobaty dla oryginalnego, jego zdaniem stwierdzenia.
Szczupły i niski chłopak zwany Ogon skwapliwie potwierdził wypowiedz Brusa i poklepał go po umięśnionych barach. Barczysty kumpel był jego przeciwnością i anemiczny chłopak zazdrościł mu muskularnego wyglądu, przytaknął.
– No, rzeczywiście niezła dupencja.
– Mam ochotę na jej ciasną kajzerkę, wygląda na świeżą – zachwalał Tyka oblizując się soczyście.
– Ale się skubana uwija na tej rurce. Tylko trochę za młoda, i za chuda, nie
– No! – stwierdził Brus z niesmakiem.
– Cielęcinka zafajdana, jeszcze ma mleko pod nosem – kpił Ogon kręcąc głową z dezaprobatą.
Orka zła na kumpli za docinki, które były bardziej lubieżne niż obraźliwe, szepnęła pod nosem ze złością.
– Jeszcze nie dawno w pieluchy waliła, a teraz udaje dorosłą...
– Ale się przyjemnie uwija – przyznał Cygan i obejrzał się z obawą na siedzącą obok dziewczynę, która nie omieszkała wypłacić mu w czółko i na dodał. – Oj daje, skubana… Oj daje. Nie chłopaki?
– No! Na mojej bagietce też by mogła potańczyć – zaproponował ochoczo wysoki chudzielec.
Cygan jak zwykle czujny, aby komuś dogryźć, pochwycił uwagę i zaczął drwić z kolegi, a raczej z jego męskości.
– Co ty Tyka?... Masz na myśli tego swojego chudego patyka? Tylko Ogon miałby pole do popisu. Nie?
Wszyscy potwierdzili kiwając głowami oprócz oczywiście Tyki, który ruszył na Cygana i dla żartu gonili się wokół ławki, aż do zmęczenia, wśród śmiechów i dopingu.
– Myśli, że coś zarobi na tej chudej dupie – dodała komentarz dresiara, nie mogła sobie odmówić kolejnej kpiny, ale mimo zainteresowania kumpli ponętnym ciałem tancerki nie zazdrościła dziewczynie.
Orka wyglądała dziarsko, poruszała się sprężyście i nie jednego wymoczka sprała do nieprzytomności. Wychowała się na tym osiedlu, przy trzepaku, między blokami, w zaułkach ulic, gdzie tylko nieliczni mieli wolny wstęp i nie musieli dawać fantów, aby przejście bez wypróżniania kieszeni i łomotu dla przypomnienia, kto tu rządzi. Wolała męskie towarzystwo, a co najważniejsze miała wśród chłopaków szacunek. Zresztą zasłużony. Długo na niego pracowała. Czasami musiała być bardziej okrutna niż koledzy.
Cygan zwrócił się do osiłka i powiedziała dobitnie.
– Brus skocz po piwo, bo się nam chłopaki zagrzały.
– No i jakbyś marychę spotkał to też weź, a ze dwa skręty.... – zawołał za nim Tyka.

Nastał kolejny wieczór, przez zamglony horyzont przebijała się zawzięcie jasność zachodzącego słońca. Zachmurzenie w postaci poszarpanych fraktusów zwisało nisko i zwiastowało złą pogodę. Blokersi oparci o mur stali i obserwowali przechodniów. Upatrzyli sobie staruszkę, która uśmiechnięta wyszła z budynku poczty. Poszli za nią i kiedy w pobliżu nie było nikogo zaatakowali, z tyłu jak zwykle. Jeden potrącił kobietę. Drugi podbił jej parasolkę tak, że straciła równowagę. Kolejny udawał, że ją powstrzymuje przed upadkiem. W zamieszaniu Orka sprytnie porwała leżącą na ziemi torebkę i wszyscy uciekli poklepując się nawzajem. Śmiali się jeszcze długo z dezorientowanej staruszki, która nieświadoma zagrożenia machnęła za nimi w geście podziękowania, za bezinteresowną pomoc.
Starsza pani podziękowała w duchu Bogu, że nie upadła i zaczęła szukać wokół siebie torebki, gdy dotarło do niej, co się stało, aż zasłabła. Przed upadkiem powstrzymała ją parasolka. Staruszka załkała, ale z jej oczu nie pociekła żadna łza, jakby wypłakała już je wszystkie. Miała za sobą sporo ciężkich lat, które przygniatały zgarbione plecy niemal do ziemi. Emerytkę, która w jednej chwili utraciła całą wypłatę ogarnął paniczny strach. Z za okularów spozierały łzawe, przekrwione oczy, które powiększone soczewkami szkieł patrzyły z przerażeniem na otaczający ją świat. W straszną przyszłość, bez cienia nadziei na lepsze jutro.
Jej umysł stał się niby gwarny dworzec wypełniony głośnymi rozmowami, które wchodziły w świadomość jak w przeładowany pociąg, pełen nawoływań, krzyków a przede wszystkim pytań bez odpowiedzi: jak przeżyje ten czekający ją miesiąc? Za co kupi jedzenie, a lekarstwa? Trzeba opłacić czynsz! Odetną prąd, gaz! Będzie siedziała w pustym, ciemnym mieszkaniu, głodna i samotna. Musi prosić dzieci o pomoc, a przecie właśnie czekają na obiecaną gotówkę. Chcieli kupić nową pralkę, bo stara padła zużyta od pieluch, sama im doradziła, aby nie kupowali tych papierowych wymysłów powodujących uczulenia u dzieci. A wnuczki? Czekają na zabawki i łakocie. Obrażą się na mnie, przestaną odwiedzać, może umrę bez ostatniego namaszczenia. A co dam na tacę, za co mszę zamówię za męża? Śniło mi się, że jest głodny, potrzebuje modlitwy, cierpi biedaczek w czyśćcu…
Staruszkę zabolało pod klatką piersiową. W pierwszej fazie odczuła to jak uderzenie pięścią, a potem nagle przeszył ją inny rodzaj bólu, bardziej konkretny i punktowy, jak dźgnięcie cienkim ostrzem w samo serce. Końcówka parasolki wbiła się między płytki, pękł czubek. Ciało starej kobiety osunęło się na chodnik. Para młodych ludzi nagle się ożywiła i zniknęła za rogiem ulicy.
Blokersi zadowoleni z łatwego łupu, zakupili odpowiednią ilość piwa i zmierzali w kierunku sławnego balkonu, o tej godzinie słynny łowca talentów doskonalił dziewczyny w erotycznym tańcu. Już z daleka było widać, że wygodne miejsce jest zajęta, a gdy młodzież podeszła bliżej okazało się, że paru żuli rozsiadło się bezczelnie na ich ławce. Mężczyźni z twarzami zniekształconymi od alkoholowego uzależnienia pili wino marki „Wino”. Oczywiście z gwinta, podając pokaźną butelkę jeden drugiemu, sprawiedliwie i pod pilną, wzajemną kontrolą. Osiłek wystrzyżony na jeża wycelował w nich paluchem i krzyknął doniosłym głosem.
– O żule!
– Fioletowe mordy won! – zawtórował chłopak, szczupły i wysoki jak tyka.
– No, co kurcze pióro?! Głuche! – zawołał Ogon, poczym podszedł do podpitych facetów i dodał dobitnie, markując kopnięcie. – Chcesz z fleka w burka? Moczymordo?!
Dziewczyna powstrzymała chłopaka w ostatniej chwili, mówiąc.
– Ogon wrzuć na luz! Co sobie będziesz glany brudził o to fioletowe gówno?
Krępy chłopak widząc, że pijaczki zamierzają dyskutować, coś mamroczą bełkotliwie, wkurzył się. Oderwał na siłę jednego żula od ławki i w tym momencie niebo przeszyło wyładowanie atmosferyczne, jedna odnoga strzeliła jak biczem w głowę Brusa, któremu aż iskry poszły uszami. Wszyscy byli przekonani, że zaraz padnie na ziemię, ale ten podniósł pijaka na głowę i rzucił nim jak workiem ziemniaków z krzykiem.
– Zaraz ci brudasie przyspieszę ruchy!
W pijaczków jakby wstąpiło nowe życie, nagle otrzeźwieli. Uciekli pozostawiając niedopitą butelkę wina. Dopiero, gdy byli w sporej odległości, coś niewyraźnie krzyczeli machając rękami. Brus poniósł litrową flaszkę z grubego, zielonego szkła. Obejrzał, była zakorkowana i opróżniona do połowy, widząc wykrzywione z obrzydzenia twarze kolegów rzucił nią w grupę alkoholików, którzy już odbiegli spory kawałek. Jeden z nich zauważył lecącą wysoko flaszkę, podbiegł z wyciągniętymi rękami i nieudolnie ją złapał. Ciężka butelka, wymknęła mu się z dłoni i uderzyła w czoło. Pijak przysiadł ogłuszony. Koledzy w wyrazami aplauzu podbiegli i radośnie dokończyli alkoholową biesiadę. Bohater dzisiejszego dnia, który uratował wino wstał i zaczął iść przed siebie, majtało nim straszliwie na boki, co chwila się wywracał. Koledzy wołali za nim.
– Kazek!
– Kaziu...
– Gdzie leziesz?
– Gdzie on się tak napruł?
Mężczyzna szedł przed siebie. Nie reagował na swoje imię i nawet nie wiedział, że jest jego, nie pamiętał gdzie mieszka, a nawet jak się nazywa. Zapewne zapłakałby nad swoim bezdomnym, losem i sobą, gdyby wiedział, że nikt go nie będzie szukał, a wręcz przeciwnie cała rodzina odetchnie z ulga i uzna go za zaginionego. Zresztą jak się później okazało nie należał do wyjątków, jego nowa dworcowa rodzina pełna była podobnych do niego.
Blokersi widząc, że Brusowi nic się nie stało, już po chwili zapomnieli o tym incydencie z piorunem i rozsiedli się na ławce. Ktoś podgłośnił radio i bezwiednie słuchali muzyki popijając piwo, co jakiś czas rzucali okiem na balkon Jończyka. Słowa piosenki ulatywały w przestrzeń i nikt nie zastanawiał się nad ich sensem.
Kamieniem rzuciłem, tak samo jak ty.
Myślisz o siebie? Jestem zły!
Ja mam jeden taki. Oj mało chudy ten grzech,
a drugi jest równie gruby.
Trzeci klepany latami, jak cień,
co się kładzie, co rośnie, rośnie, gdy ucieka dzień.

Jeszcze jedno cierpienie, jeszcze drugie.
Ooooo! I jeszcze to trzecie, ależ długieee...
Jeszcze jedna kara, jeszcze druga.
Ooooo! I jeszcze taaa ...
Długa, jak tren, co boli i pali się pali, mimo woli.

W policzek oddałeś, a wiem to stąd.
Bo robię to samo! Ząb za ząb!
Ja mam jedną taką, oj sroga. Sroga, ta kara,
a druga jest równie droga.
Trzecia to krzyż, co mi dali,
co niesiony, rośnie, rośnie, aż w końcu przywali.

Jeszcze jedno cierpienie, jeszcze drugie.
Ooooo! I jeszcze to trzecie, ależ długieee...
Jeszcze jedna kara, jeszcze druga.
Ooooo! I jeszcze taaa ...
Długa, jak tren, co boli i pali się pali, mimo woli.

Siedząca młodzież ożywiła się. Żaluzje w obserwowanym mieszkaniu poszły w górę. Okno balkonowe otworzono na oścież. Zgrabna dziewczyna zaczęła niepewnie tańczyć w stroju kąpielowym i widząc publikę na zewnątrz zwolniła ruchy, widać było, że się krępuje, wyglądała na początkującą.
– Dajcie jej cieńszą rurkę, bo się wstydzi! – zawołał Brus.
– Pokaż bardziej, bedze twardziej – krzyknął Ogon i bezwstydnie złapał się za krocze.
– Ej mala chcesz w dupala – dodał swój ordynarny tekst Tyka, który powtarzał go bardzo często na widok nadąsanych małolat.
Do tańczącej młodej dziewczyny dołączyła kolejna, z jej bezwstydnych niemal ordynarnych ruchów można było wywnioskować, że jest profesjonalistką.
– Cichodajki pieprzone – wtrąciła z przekąsem Orka, odepchnęła od siebie długowłosego chłopaka, szepcząc. – Cygan daj sobie na spocznij! Gdzie pchasz te witki! No, co tyyy?
Osiłek szybko podchwycił barwę jej podnieconego głosu i zaczął nieudolnie udawać orgazm. Wkrótce zawtórowali inni, popisując się przed sobą obleśnymi dźwiękami.
– No dawaj! O tak! Jeszczeeee... Ajjjj...
– O tak i jeszczeeee! O gut... Gut...
– Dawaj. O takkkk… Ufff... Jesss....
Orka wyrwała się z objęć Cygana i zaczęła zasłaniać ciałem kuszący widok, zawołała.
– I co się tak jaracie! Jeszcze, który przepukliny dostanie.
– O tak jeszcze! Jeszcze, jeszczeee… Jesssss... O takkkk... Jesss... Gut... Gut...
Koledzy nic sobie nie robili ze słów zazdrosnej kumpeli, dalej udawali orgazm zbiorowy. A gdy podeszła do nich bliżej i zaczęła im zatykać usta, Tyka pociągnął dziewczynę na siebie. Wpadła na czyjeś kolana. Wkrótce złapały ją inne ręce. Chłopaki podnieceni widokiem dziewczyn falujących wzdłuż strzelistej rurki zaczęli się dla żartu dobierać do dziewczyny. Wciskali na siłę ręce pod jej koszulkę, łapali za uda. Orka wrzeszczała radośnie.
– No! Nieee. Ratunku! Zboczeńcy!!! Won mówię z tymi łapami! Gwałcą! Ratunku! No! Brus, gdzie mi ten jęzor wsadzasz?...

Nastał jeszcze brzydszy dzień od poprzedniego. Ciemna linia frontu atmosferycznego ogarnęła osiedle, które jakby czekała na kąpiel i obmycie z szarości wszechobecnych brył mieszkalnych. Między blokami para młodych ludzi uciekała przed deszczem. Duże krople zabębniły o parasol. Przytuleni do siebie zakochani ludzie myśleli o ciepłym schronieniu i czekającej ich chwili, sam na sam. Chłopak miał nadzieję, że rodziców nie będzie w mieszkaniu, wiązał z tą dziewczyna dalekosiężne plany. Nagle niespodziewanie zaczepiła ich banda dresiarzy. Wysoki chłopak podpuszczany przez kolegów zaczął się dla żartu dobierać do zaskoczonej dziewczyny. Udawał, że ją gwałci od tyłu. Poniżona ofiara skuliła się w kucki i zaczęła szlochać. Jej chłopak wyrwał się z uścisku osiłkowi, poczym jak furiat ruszył na pomoc poniżanej dziewczynie. Drobny, anemiczny młokos, podłożył mu nogę i bohater runął twarzą w kałużę, wśród drwin i oklasków. Brus podszedł i kopał ze złością usiłującego wstać młodzieńca i poprawił w dolną część pleców. Bity padał w błoto po każdym ciosie twardych trepów. Orka, która stała z boku odciągnęła zapalczywego osiłka od ofiary i ostrzegła kolegę.
– Brus, co ci?! Chcesz zakwasów dostać.
– Zbastuj! – odezwał się Ogon.
– Spoko! Spoko! Tylko trenowałem. Coś mnie ostatnio normalnie krew zalewa, coś we mnie siedzi...
– To prawda, nie jesteś sobą i gadkę masz jakby bardziej na miejscu – stwierdził Cygan, najstarszy z chłopaków, który obojętnie obserwował całe zajście, inni dołączyli się również ze swoimi uwagami.
– Oszczędzaj siły!
– Czeka nas jeszcze wojna o ławkę – przypomniał anemiczny chłopak i pluną z pogardą w kierunku skulonej dziewczyny, poczym dodał. – Masz fart mała, że nie mamy czasu, chętnie bym ci pokazał, dlaczego nazywają mnie Ogon.
– Pewnie by się zakochała od pierwszego spotkania – dodał Brus i wszyscy odpowiedzieli chóralnym śmiechem.
Dresiara zbliżyła się do zwijającego się z bólu chłopaka, na jej widok młodzieniec uniósł się z wysiłkiem na kolana i wyciągnął rękę szukając pomocy. Uderzyła go w twarz. Miała zamiar poprawić z drugiej strony, ale długowłosy chłopak złapał ją za rękę i pociągnął za sobą. Orka z Cyganem wznowili bieg. Pozostali blokersi ruszyli za nimi z głośnym śmiechem.
Pobity wstał z trudem. Dziewczyna jęczała, bolał ją brzuch. Popatrzyła z wyrzutem na opiekuna, który miał się o nią troszczyć, szczególnie teraz, kiedy była w odmiennym stanie. Chłopak spuścił głowę i ogarnął go wstyd, że okazał się słabeuszem, który nie był w stanie obronić ukochanej przed atakiem chuliganów, przełknął narastającą gorycz. Dziewczyna nie mogła znieść zaznanego poniżenia, ale ból psychiczny okazał się mniejszy od fizycznego, nagle zdała sobie sprawę, że z brzucha przenosi się niżej. Wsadziła drżące ręce pod spódnicę i zaraz je wyjęła, jakby się czymś oparzyła. Chłopak spojrzał przez jej ramię i ujrzał zakrwawione dłonie, świadomość jeszcze przez chwilę broniła się przed zrozumieniem oczywistego faktu. W końcu, gdy już dotarło do niego to, że już nie jest ojcem rzucił się przed siebie ze zwierzęcym rykiem, chciał dogonić blokersów i zabić, zagryźć... Chociaż jednego!. Może by mu ulżyło, ale nie wiedział, gdzie pobiegli, stanął bezsilny, opadł na kolana i wygrażał pięściami w niebo jakby kogoś przeklinał. Przepadły jego wymarzone plany, o rodzinnym szczęściu i synu, zdał sobie sprawę z tego, że już nic nie będzie tak, jak było, skulił się w pozycji embrionalnej i jęczał długo...
Plac zabaw opustoszał. Deszcz rozpadał się na dobre. Czarny parasol pozostał w błocie. Wiatr pastwił się nad nim i porwał go w górę, w końcu rzucił nim o ścianę. Osunął się w błoto, gdzie pozostał brudny i połamany jak szkielet ogromnego nietoperza, który zginął z głodu, bo burza potargała mu błony skrzydeł i już nie był w stanie pofrunąć w ciemną noc, cicho i bezszelestnie, na łowy.
Blok, gdzie miała siedzibę słynna firma „SeksMońki” tonął w ulewie. Ściany parowały nagrzane za dnia, tworząc poświatę niczym jasną aurę wokół głów religijnych postaci na ikonach, ale do świętości było mu daleko. Szczególnie psuł mu opinię właściciel firmy „seksMońki” i prowadzony przez niego erotyczny biznes. Mieszkanie sprawiało wrażenie opuszczonego, drzwi na balkon o tej porze roku zawsze otwarte, tym razem były zamknięte. Wyglądało na to, że nie odbywa się jak zwykle trening, dla chętnych dziewczyn, które miały nadzieję zrobić karierę jako modelki.
Przed ławką wyczekiwała grupa skinów. Jeden z niemal oznajmił szorstko.
– Dziewiętnasta! Już powinni być.
– O idą – poinformował potężny zbudowany kolos, który górował posturą nad innymi i wskazał paluchem na biegnące postacie.
Znajoma banda przybyła na czas i na wyznaczone miejsce, zajęli pozycję na placu.
Młodzi ludzie ogoleni na łyso zaczęli się przygotowywać do walki. Chcieli zdobyć ławkę, aby podglądać tancerki i czerpać z tego, oprócz przyjemności wzrokowych, określone prowizje finansowe w postaci wejściówek na erotyczny seans. Rozbierali się do pasa i kładli obok siebie: noże, kastety, pałki, łańcuchy, mówili szeptem.
– Tylko honorowo. Jesteśmy z jednego osiedla!
– Pamiętaj Kosa, umowa jest na gołe pięści... I zostaw tą parasolkę, po co ci ona.
– Dobra! Spoko, przecież pada.
– Leżących można kopać, tylko jak się ruszają.
– Załatwimy to sami, między sobą. Ta ławka to żyła złota!
– Jest, o co walczyć!
Na błotnistym placu pozbawionym trawy, gdzie w pogodny dzień dzieciaki rozgrywały mecze, znajoma banda blokersów zaczęła się rozbierać. Orka odbierała ubrania i różnego rodzaju broń. Powiedziała kierując wzrok w stronę krępego osiłka, który ostatnio jakby się mniej kontrolował.
– Brus tylko pamiętaj, jeden na jednego, ma być honorowo.
– Spoko Orka dam radę – rzekł pewnie krępy chłopak i przeciągnął się, na jego potężnym torsie odznaczyły się okazałe mięśnie, rozpierała go radość i widać było, że wręcz nie może się doczekać bijatyki, niespodziewanie dla wszystkich dodał. – Ustawcie się tak, aby było po równo.
– Brus! To ja tu jestem szefem, zapomniałeś? – przypomniał z rozdrażnieniem Cygan, był najbardziej doświadczony w tego typu starciach.
– Jeszcze jesteś, ale już niedługo – wszystkich zaskoczyły słowa osiłka, który trzymał się w cieniu i nie błyszczał inteligencją, ostatnio o dziwo zmienił się nie do poznania...
– Za chwilę będzie dym, niech mówi, zobaczymy... – przytaknął Ogon.
– Dobra to jak mamy się ustawić? – pytała pośpiesznie dziewczyna, bo czas naglił, skini właśnie podchodzili.
Brus przez chwilę oceniał grupę, która powoli zbliżała się do placu gdzie stali, następnie ustalił, kto, z kim ma walczyć.
– Ja biorę tego dryblasa! Ty Ogon tego chudego. Cygan zajmij się tym grubasem. A ty Tyka weź tego z łapami jak u małpy. Tylko pamiętaj trzymaj go na dystans, masz długie nogi.
– Skopmy im dupy! – krzyknął Ogon, aby podtrzymać grupę na duchu i dodać sobie animuszu, zaczął się bowiem denerwować przed czekającą go walką, jego przeciwnik nie wyglądał na ułomka, z bliska okazał się bardziej żylasty niż chudy.
– Jak, który uda nieprzytomnego, to zabije – dołączył się do instruktażu długowłosy chłopak i powiedział groźnie, aż wszyscy popatrzyli po sobie z obawą, dobrze znali ten ton zimny i bezwzględny. – Nie znoszę tchórzy.
– Jak, który padnie to kaszki nie dostanie – oznajmiła dziewczyna, na jej twarzy odmalował się strach, zaczęła drżeć na całym ciele.
Cygan zmierzył dresiarę wilczym spojrzeniem, ale nic nie powiedział widząc, że słowa dziewczyny zmobilizowały grupę. Osiłkowi zabłysły oczy i upodobnił się do wściekłego rodwajlera, którego właściciel stara się utrzymać na kolczatce. Tyka mlasnął głośno i wykonał parę kopnięć długimi nogami. Ogon poprawił sobie pokaźne krocze i mrugnął do Orki.
Deszcz padał coraz mocniej. Ziemia przestała wsiąkać wodę i utworzyły się kałuże. Osiedlowe bandy stanęły na przeciwko siebie. Nagie torsy świeciły blado. Na polu przyszłej walki majaczyły niesprawne lampy, ich powykręcane, pogięte w przeróżne kształty szyje straszyły kikutami i żyłami kabli. Jedynie światła z bloku dawały mglistą poświatę, która potęgowała grozę tego miejsca.
Młodzi mężczyźni mierzyli się nawzajem posępnym wzrokiem, ich pełne pogardy twarze wyrażały coraz większą wściekłość. Przez chwilę straszyli i podpuszczali się nawzajem w dziwnym delirycznym tańcu, pełnym gwałtownych ruchów i symulowanych uderzeń. Brus nie wytrzymał nerwowo i ruszył pierwszy. Wykorzystał swój atut, był niższy od przeciwnika i zaatakował z byka. Uderzył z rozpędu w tułów i nie pomogła zasłona z rąk, przedarł się do miękkiego miejsca. Siła uderzenia była ogromna. Potężny chłopak zwinął się w pałąk, a na to tylko czekał sprytny osiłek i kopnął z kolanka w sam środek twarzy. Olbrzym złapał się z jękiem za nos, był zbyt duży i ciężki, aby upaść na plecy. Dryblas przysiadł i skulił się. Przez zasłonięte dłonie pociekła krew. Zwycięski Brus zawył triumfalnie i kopnął pokonanego w kręgosłup całą powierzchnią buta, a gdy ten padł do przodu, skoczył mu na plecy. Zatańczył znanego wszystkim kazaczoka, zszedł dopiero jak pokonany przestała się ruszać i reagować na twarde trepy. Przytomnie rozejrzał się, dookoła, aby ewentualnie pomóc kumplom. Zwycięstwo dodało mu animuszu, czuł w sobie siłę i narastającą wściekłość, mimo ciemności, jakie zaległy z powodu zachmurzenia wszystko widział w poświacie czerwieni, jakby żywe ciała promieniowały gorącem. Szybko rozpoznał sytuacje. Tyka, skutecznie kopał i trzymał na dystans przeciwnika, który machał długimi rękami jak małpa. Cygan prowadził walkę bokserską i zwyciężał na punkty popisując się unikami, przeciwnik był powolny a jego spuchnięta twarz wyglądała jak obity owoc. Ogon miał problemy, właśnie dostał z kopa między nogi, zatkało go z bólu, pochylił się do przody i oczywiście atakujący wykorzystał ten moment, uderzył z tak zwanego sierpa, krew wytrysła z ust jak z fontanny. Brus ruszył Ogonowi na pomoc. Złapał za pasek chłopaka z wrogiej bandy, zrobił młynka i wyrwał go w powietrze, przy okazji uderzył uniesionym ciałem w skina o małpich rękach. Przeciwnik Tyki stracił równowagę, na to tylko czekał wysoki chudzielec, wykonał nożycowe kopnięcie. Podniósł wysoko nogę i uderzył obcasem w dół, trafił w bok głowy i zatrzymał się na barku, obojczyk nie wytrzymał siły uderzenia, chrupnął nieprzyjemnie, ręka przeciwnika zwisała bezwładnie, musiała sprawiać dotkliwy ból, w końcu pokonany opadł na kolana. Brus puścił pasek, a skołowany chłopak wpadł całym ciałem w błoto, rozbryzgując je na boki. Wstał, ale nie mógł utrzymać równowagi, był łatwym celem i potężny osiłek wykorzystał to skutecznie, bił z sierpa z jednej i z drugiej strony, a gdy chłopak chciał się osunąć na kolana dostał z kopa tak, że wyrwało go w powietrze, w górę poleciało obuwie. Brusa zawył triumfalnie, rozpierała go duma, pierwszy raz wyrwał gościa z butów. Grubas walczący z Cyganem, krwawiący i obity na twarzy, zorientował się w sytuacji, zrozumiał, że nie mają szans na zwycięstwo, gwizdnął przeciągle, dając znak o poddaniu walki. Przeciwnik osiłka upadł w pobliżu podłużnego przedmiotu, zabłysła zaostrzona końcówka. Ostrze wniknęło głęboko i zostało w brzuchu Brusa. Zapadła głucha cisza. Nagle zrobiło się pusto na placu walki. Krew cieknąca z drgającego ciała zabarwiła materiał parasolki i zdominowała kałużę, która powstała w dołku rozkopanym przez umierającego człowieka.

– Chciałbym złożyć reklamację!
– Tak! Ależ proszę bardzo... Nie jest pan zadowolony z naszych usług?
– Zostałem zbyt późno wyssany z tego ciała, poczułem straszny ból w okolicy odwłoka.
– W ramach rekompensaty proponujemy coś mocniejszego.
– O! Dziękuję. Prawdę mówiąc wyładowałem agresje, ale mimo wszystko czuje jakiś niedosyt, jakąś drażliwość...
– No właśnie, zaraz nastawimy antenę... Najlepiej na żądzę mordu, to chwilę potrwa, proszę się zrelaksować, rozłożyć skrzydła, po tym doznaniu nawet muchy pan nie skrzywdzi.
– O dobrze by było, bo czasem to mi normalnie szczypce drżą.
Zamontowana na księżycu antena, przypominała odwróconą parasolkę, właśnie zwolniła i jej raczka dostroiła się do fal mózgowych mężczyzny, śledziła człekokształtną istotę, która właśnie straciła pracę, na trzeciej planecie od gwiazdy zwanej Słońcem.

KONIEC
Smokun
 
Posty: 34
Dołączył(a): Wt, 08.05.2007 08:02
Lokalizacja: D

Re: real az do bólu z końcówką SF

Postprzez welfareheals Śr, 13.10.2021 15:08

welfareheals
 
Posty: 33376
Dołączył(a): Cz, 23.09.2021 12:39

Re: real az do bólu z końcówką SF

Postprzez welfareheals Pt, 02.09.2022 23:53

welfareheals
 
Posty: 33376
Dołączył(a): Cz, 23.09.2021 12:39


Great Product Website

Postprzez FrankJScott Pt, 12.04.2024 00:46

Please try Google before asking about Recommended Product Guide 5ba2362
FrankJScott
 
Posty: 10938
Dołączył(a): Wt, 17.08.2021 23:30
Lokalizacja: 파워볼사이트 추천


Powrót do Wasza twórczość